poniedziałek, 26 sierpnia 2013

"Jakie znaczenie może mieć prawda, kiedy wokoło tyle jest cierpienia i śmierci?" - J. Baggott "Nowy przywódca"



Autor: Julianna Baggott
Tytuł: Nowy przywódca
Oryginalny tytuł: Fuse
Seria: Świat po wybuchu
Wydawnictwo: Egmont
Data wydania: 8 maja 2013
Ilość stron: 560

Świat po Wybuchu

Nowa ziemia | Nowy przywódca | Nowe jutro







Po wydarzeniach mających miejsce w "Nowej Ziemi" Partridge, Pressia i reszta pozostają nadal poza Kopułą. Przyjaciele podzielili się na dwie grupy: Pressia wraz z El Capitanem, Helmudem i Bradwellem oraz Partridge z Lydą. Ci drudzy pozostali pod opieką Matek. Chłopak poznał już zaskakującą prawdę - wie, kto zabił jego brata i matkę, a także odnalazł siostrę, o której istnieniu nie miał wcześniej pojęcia - Pressię. Dołączył do grupy dowodzonej przez El Capitana i planuje odbić Kopułę od ojca - tyrana od wewnątrz z pomocą innych buntowników. Jednak, by tego dokonać będzie musiał się do niej udać i stanąć twarzą w twarz z największym wrogiem. Co planuje stary Willux? Czy Partrigde'owi uda się przejąć władzę lub może stchórzy i będzie dalej grzecznym Czystym żyjącym z ojcem?

Tymczasem Pressia wraz z chłopakami także nie mają przed sobą łatwego zadania. Uzbrojeni w inteligentną Czarną Skrzynkę muszą wyruszyć w daleką podróż pełną niebezpieczeństw, aby odkryć pewien sekret. Skrzynka zabrana z domu Igershipa jest kluczem do poszukiwania formuły. Czy uda im się znaleźć ją przed czasem? A może przywódca Kopuły im przeszkodzi, zagarnie ostatni składnik potrzebnej formuły i powstrzyma swoją chorobę?

Tak właśnie zapowiada się drugi tom trylogii Świat po Wybuchu autorstwa Julianny Baggott. Czy sprostał moim oczekiwaniom? Czy był dobrą kontynuacją? Raczej nie. Zaraz wyjaśnię dlaczego. 

"Fala może zwalić z nóg pojedynczą osobę i zmieść ją do morza. Ale jeśli staniemy razem, zdołamy stawić jej czoło i wyda nam się jedynie drobną zmarszczką na wodzie."

Pod względem konstrukcji "Nowy przywódca" pozostaje wierny pierwszej części. Mamy do czynienia z narratorem wszechwiedzącym, trzecioosobowym. Rozdziały są opowiadane z punktu widzenia Pressi, Partirdge'a, Lydy oraz El Capitana. Taki zabieg pozwala nam się bliżej przyjrzeć relacjom między bohaterami, ich uczuciom, wspomnieniom oraz przeżyciom. To właśnie emocje i relacje są głównymi tematami tego tomu. Walka o formułę, czy wydarzenia pomiędzy Partrigdem a Willuksem schodzą na drugi plan. 

Tak jak wspomniałam, mamy tu bardziej do czynienia z emocjami. Oczywiście, są też rozdziały, w których dzieję się ta właściwa akcja, jednak przez większość czasu dane mi było obserwować usychanie z tęsknoty Partrigde'a do Lydy czy powolne uświadamianie sobie miłości El Capitana do ... (nie zdradzę, bo byłby to za duży spoiler ;) ). Nie lubię takich rozwiązań. Gdybym miała zamiar sięgnąć po coś, gdzie główną rolę grają emocje czy przeżycia i rozmyślania, wybrałabym raczej jakąś obyczajówkę czy romansidło. A po "Nowego Przywódcę" sięgnęłam raczej ze względu zapowiadających się ciekawych wydarzeń oraz poznania niebezpiecznego świata po Wybuchu. Już tu byłam zawiedziona - akcja leżała i błagała, by jej nie dobijać. 

Język jak i styl pani Baggott pozostał niezmieniony. Opis są nadal brutalne, niekiedy pełne lejącej się krwi, zaskakują swoją prawdziwością. Tutaj należą się jej brawa. Wykreowany przez nią świat jest przerażająco prawdziwy.  Pisarka zręcznie "przeskakuje" od jednego bohatera do drugiego w poszczególnych rozdziałach. Dzięki temu możemy poznać bliżej całą grupkę i przyjrzeć się wyjątkowości niektórych postaci.

" - Tuż po Wybuchu pojawiły się inne rodzaje owadów.
- Jakie?
- Grubsze i większe od robaczków świętojańskich; przypominały raczej jarzące się błękitne motyle. Błyskały, a potem nagle znikały. Były piękne. Kiedy opuściłem dom ciotki i wuja, widziałem wszędzie konających ludzi, ale niektórzy spośród tych zdolnych jeszcze chodzić próbowali łapać te fosforyzujące żyjątka. Wyglądały jak płomyki - małe, śmigające szybko płomyki. Ja też już prawie za nimi pogoniłem, gdyż przypominały mi ojca i tamte nieskoszone łąki, ale jakaś kobieta chwyciła mnie za ramię i ostrzegła: Nie idź za nimi. Przyciąga je śmierć. Wołała te ostrzeżenia także do innych ludzi, lecz jej nie słuchali.
(...)
 - Rozumiem, dlaczego ludzie nie słuchali tamtej kobiety ostrzegającej ich przed błękitnymi motylami - oświadczyła Pressia.
 - Dlaczego?
 - Wiem, dlaczego próbowali je złapać. Pragnęli schwytać coś i zatrzymać dla siebie. Tęsknili do piękna. Nie potrafię tego wytłumaczyć. Pragnęli wierzyć, że z całej tej grozy może znów powstać coś pięknego - i chcieli trzymać to w dłoniach."



Jeśli chodzi o postacie, cały czas mamy do czynienia z tymi starymi, znanymi nam z "Nowej Ziemi". Nie zmieniają się oni zbytnio, chociaż muszę stwierdzić, że zauważyłam pewną dojrzałość w poczynaniach Partirgde'a i El Capitana. Cała reszta jest dokładnie taka sama - takie samo zachowanie, popełniane błędy itd. Bohaterowie tej książki (oprócz El Capitana ;) ) byli mi kompletnie obojętni, a niech sobie giną - szczególnie nudna i bezwartościowa Lyda, która jakimś dziwnym trafem bardzo szybko zaaklimatyzowała się w obecnej sytuacji - nie obejdzie mnie to kompletnie. Nadal nie mogę się też przekonać do Bradwella, sama nie wiem czemu. Wątek jego i Pressi wydaje się taki naciągany. 

" - Kiedy pierwszy raz cię spotkałem, pomyślałem, że jesteśmy dla siebie stworzeni, mimo iż wydawaliśmy się po pewnymi względami krańcowo odmienni i kłóciliśmy się. Ale teraz...
 - Co?

 - Teraz czuję, że nie jesteśmy dla siebie stworzeni, lecz tworzymy siebie nawzajem - takich, jacy powinniśmy się stać."

A jak już jesteśmy przy Bradwellu, po prostu muszę wspomnieć o zakończeniu. Było ono zaskakujące, tyle, że odniosłam wrażenie, jakoby autorka sama pogubiła się już w wydarzeniach. Ostatnie 50 stron to po prostu pomieszanie z poplątaniem. Jest ono dość otwarte, pozostawia w czytelniku niedosyt. Może właśnie to było zamierzeniem autorki? Może mamy po prostu wyczekiwać z utęsknieniem trzeciego tomu?

Sama okładka też wymaga choć wspomnienia. Bardzo dobrze komponuje się z "Nową Ziemią", jest wykonana w podobnym stylu. Także elementy widniejące na niej pasują do siebie i odzwierciedlają treść. Użyte barwy przyciągają wzrok już z daleka. Uwierzcie, na żywo całość prezentuje się lepiej niż tutaj. 



Sama nie wiem, jak mogłabym uczciwie ocenić drugi tom Świata po Wybuchu. Z pewnością nie spełnił moich oczekiwań, jednak nie było aż tak źle. Uratowali to bohaterowie i opisy. Tylko dzięki nim wszystko trzyma się jakoś. Tak już bywa, że kontynuacje prawie zawsze są gorsze od poprzedniczek. "Nowa Ziemia" mnie zachwyciła, była piękną powieścią o przetrwaniu - posiadała to "coś", jednak "Nowy przywódca" gdzieś tak w drodze z umysłu autorki na papier stracił to. Wielka szkoda, bo potencjał miał ogromny. Mam tylko nadzieję, że Julianna Baggott jakoś rozwiąże ten problem i będę mogła wychwalać pod niebiosa "Nowe Jutro". 


Moja ocena: 6.5/10 (za przebywającego w Kopule Partirdge'a i mojego ukochanego El Capitana)


Za możliwość poznania kolejnej części historii Partidge'a i Pressi dziękuję serdecznie wydawnictwu Egmont! :)




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz